Jak sobie poradzić po rozstaniu?
Rozstanie jest najczęściej trudnym doświadczeniem. Niełatwo przychodzące słowa, konfrontacja z niemiłymi faktami, przykre emocje… Bez względu na to, czy spojrzymy na sytuację osoby „zostawianej”, czy „zostawiającej”, rozstanie dla każdej z nich jest dopiero początkiem.
Jak to rozumieć? Przede wszystkim musimy pamiętać, że rozstanie dotyczy konkretnych osób, które zbudowały z sobą nawzajem więź, czyli relację. Innymi słowy – stworzyły związek. Powstanie i utrzymanie relacji z drugim człowiekiem wymaga aktywności i zaangażowania dwóch stron.
Mówiąc o związku, lubię używać metafory mostu, w którym każda z osób to filar, a związek jest przęsłem między nimi. Metafora ta pozwala bardzo łatwo zrozumieć, że troska o przęsło nie wystarczy dla utrzymania mostu w dobrym stanie – zaniedbany filar nie utrzyma ciężaru. I odwrotnie – konserwowanie filarów nie chroni przed powolnym niszczeniem przęsła. Jeszcze jedno: z każdego filaru można – nie ryzykując nadmiernych szkód – skutecznie zadbać jedynie o nieco ponad połowę przęsła.
Rozstanie – czyli co dokładnie?
Rozstanie jako fakt oznacza utratę nie tylko osoby, ale i relacji, oraz wszystkiego, co się w niej realizowało i mogło realizować. Gdy jedna osoba mówi do drugiej: „koniec z nami”, to w rzeczywistości stwierdza: „koniec z tym, co między nami”. Decyduje tym samym o przerwaniu tej konkretnej relacji. I – jeśli decyzja pozostanie w mocy – to przerwanie relacji nastąpi bez względu na to, jak bardzo chce ją pielęgnować druga osoba. Zaangażowanie jednej osoby i bierność drugiej oczywiście zdarza się w wielu związkach, ale istota relacji jest wtedy zniekształcona, zaburzona. Relacja jest przecież z kimś, a nie do kogoś.
Kiedy to w ogóle się stało?
Jeśli rozpatrywać rozstanie jako zdarzenie, to naturalnym odruchem jest umiejscowienie go w czasie. Można widzieć je jako punkt, określający konkretny moment. Warto zwrócić uwagę, że – jak wiele innych kwestii dotyczących rozstań – ten punkt może być określany (czyli umiejscawiany w czasie) inaczej przez każdą ze stron. Osoba, która odchodzi, może wskazywać moment podjęcia decyzji: „W mojej głowie rozstaliśmy się już w…”. Osoba, od którejś ktoś odchodzi, wskaże prawdopodobnie moment „porzucenia”, czyli przekazania swojej decyzji przez osobę odchodzącą. Zdarza się i tak, że przekazanie informacji „Zrywam z tobą” napotyka na mechanizmy obronne, uniemożliwiające usłyszenie tej informacji. Albo, że decyzja o zakończeniu relacji jest tylko deklaracją, mającą na celu jej przedłużenie. Wszystko to ilustruje, jak zawiła i wieloaspektowa jest problematyka rozstań.
Tak czy owak, moment rozstania najczęściej niesie w sobie informację: „To, co między nami, od teraz się kończy”, czy raczej: „Nasza relacja przestaje istnieć”. Skrajną formą rozstania się jest śmierć – umierając, pozostawiamy na zawsze wszystkie osoby, z którymi mieliśmy zawiązane relacje. Ten wyrazisty przykład pokazuje, że moment rozstania (np. śmierć) można też widzieć jako okres rozciągnięty od owego punktu do… – trudno o jednoznaczne określenie momentu końcowego. Bo rozstanie jest procesem, który trwa, ma swoje specyficzne etapy, zależy od struktury i kondycji psychicznej żałobnika i podlega wpływom różnych czynników.
Żałoba po rozstaniu
Doświadczanie rozstania w konkretnej relacji z konkretną osobą czyni z niego przeżycie specyficzne, indywidualne i niepowtarzalne. Specjaliści nazywają to, co dzieje się z człowiekiem po utracie ważnej dla siebie osoby (a często także innych wartości) „żalem po stracie” lub po prostu „żałobą”, który zajmuje pewien czas, ma swoje specyficzne etapy, zależy od struktury i kondycji psychicznej żałobnika i podlega wpływom różnych czynników.
Można powiedzieć, że moment rozstania zaczyna proces rozstawania się. Czas rozstawania. Na jego rozpiętość w czasie i przebieg możemy wpływać, pamiętając o kilku zasadach.
- Rozstanie, czyli utrata osoby, a przy tym wielu ważnych dla Ciebie wartości, zawsze jest procesem. Nie zakładaj, że potrwa on krótko albo minie szybko. Im większe znaczenie miało dla Ciebie to, co tracisz, tym bardziej prawdopodobne, że czekają Cię miesiące przeżywania różnych stanów, z których większość może być przykra. Dlatego nie zakładaj też, że będziesz czuł tylko „X”, bo nie wiesz, jaką formę ten proces przybierze w Twoich myślach, zachowaniach i emocjach. Wiedz, że będzie się on zmieniał w miarę upływu czasu, a okresy poprawy będą się przeplatać z chwilami pogorszenia.
- Spróbuj świadomie przyglądać się swojej nadziei. Uczucie to pozwala wierzyć w możliwość odwrócenia tego, co się stało, a nawet zaprzeczać temu, że strata faktycznie miała miejsce. Mimo że raczej zniekształca rzeczywistość, nadzieja bywa bardzo pomocna w pierwszym etapie żałoby. Wielu osobom umożliwia wykonywanie choćby podstawowych obowiązków. Kiedy jednak mija czas, a nadzieja nie zmniejsza się, staje się uczuciem utrudniającym godzenie się z przykrą rzeczywistością bez bliskiej osoby. Może przybierać patologiczną postać. Warto zatem unikać zachowań, które skutkują wzmocnieniem nieuzasadnionej nadziei na odnowienie związku czy powrót utraconej osoby. Ich skutkiem może być wydłużenie całego procesu i nasilenie cierpienia, kiedy nadzieja będzie konfrontowana z realnością. Spróbuj wpływać na „treść” Twojej nadziei – zamiast nadziei na powrót wzmacniaj nadzieję na zmianę/poprawę – ta druga z pewnością się ziści.
- Bardzo rozważnie podchodź do kwestii kontaktowania się z osobą, z którą się rozstajesz. Jeśli nie macie wspólnych dzieci, rozważcie całkowity brak kontaktu, a w sytuacjach koniecznych – kontakt za pośrednictwem wiadomości tekstowych lub telefonu. Nawet jeśli w początkowej fazie czujesz, że spotkania nie przyniosą Ci szkody, nie możesz mieć takiej pewności co do dalszych etapów żałoby. Nie można też mieć pewności, że spotkania, które nie krzywdzą jednej strony, są tak samo bezpieczne dla drugiej, która np. przez wzgląd na wspólną przeszłość, nie zdecyduje się przerwać spotykania po rozstaniu. Warto zaznaczyć, że każde bezpośrednie spotkanie może budować lub wzmacniać patologiczną nadzieję, czyli przekonanie o możliwości powrotu do relacji. Z opisanych tu powodów, dobrze jest też nie obiecywać sobie „pozostania przyjaciółmi”. To świetnie wygląda w filmach, ale w życiu zwykle nie ma racji bytu – w końcu nie dało się funkcjonować w relacji, a przyjaźń jest właśnie relacją…
- Czas żałoby nie jest odpowiedni na poszukiwanie i rozpoczynanie nowej relacji. Proces oswajania się, buntowania, tęsknoty i cierpienia musi zostać przeżyty do końca i zamknięty, aby serce mogło się otworzyć na nową osobę. W przeciwnym razie istnieje niebezpieczeństwo utknięcia w jednej z faz żałoby albo uwikłania w nią drugiego człowieka. Niezakończona żałoba może powodować, że zamiast budowania całkiem nowej relacji, spróbujesz odtworzyć tę, za którą tęsknisz lub skoncentrujesz się na unikaniu tego, co było w starej. A co gorsza, zamiast otworzyć się na nową, niepowtarzalną osobę, możesz próbować „zrobić” z niej poprzedni obiekt Twoich uczuć.
Pewne sytuacje trzeba przeżyć i przepracować
Rozstanie jest trudnym, bolesnym procesem. Próby przyspieszania albo pomijania jego etapów mogą powodować dodatkowe cierpienie, często odłożone w czasie albo ukryte głęboko w psychice. Przeżywanie rozstania często wymaga wsparcia, które – niestety – w wariancie towarzysko-rodzinnym opierać się może na stereotypach, porównaniach czy usilnym wyciąganiu ze smutku i tęsknoty.
Dobrym rozwiązaniem jest skorzystanie z fachowej pomocy, która pomaga zrozumieć własne przeżycia i potrzeby. Współczesne formy pomocy nie wymagają bezpośredniej wizyty w gabinecie psychoterapeuty ani umawiania terminu wizyt. Skorzystanie z oferty platformy do tekstowej pomocy psychologicznej WeTalk pozwala na codzienny kontakt ze swoim specjalistą. Można dzielić się z nim emocjami, przemyśleniami, zdarzeniami i mieć pewność codziennej fachowej odpowiedzi.
Potrzebujesz wsparcia? Dołącz do Wetalk już dziś i zacznij dbać o swoje zdrowie emocjonalne!
Nic nie szkodzi!
Konsultacja psychologiczna już od 109 PLN
Rozstania zawsze są trudne. Kiedyś słyszałam, że żałoba często trwa połowę czasu związku. W przypadku krótkich relacji taki okres z reguły się u mnie sprawdzał. Ale gdy zakończyłam długi związek na szczęście nie trwał on aż połowę tego czasu.. bo to byłaby dla mnie wieczność. Głowa do góry i jakoś to będzie 🙂
Właśnie przechodzę przez ten trudny okres po 9-ciu latach związku. Miałem początkowe stadium depresji jeszcze przed rozstaniem. Była już narzeczona wiedziała o tym, że coś się ze mną dzieje. Fizycznie też jakiś czas temu chorowałem (zapalenie płuc). Potem zaczęła się dziwnie zachowywać, oddalać. Pewnego dnia zaczęła mówić teksty typu: „nie mamy wpływu, czy kogoś nie poznamy”, „ślub już nie jest jej do niczego potrzebny” itd. Wszystkie te słowa bolały ogromnie. Zapytałem czy to koniec, ale nie dostałem odpowiedzi. Nie mogłem uwierzyć w to co się dzieje, bo jeszcze nie dawno byliśmy ze sobą na wycieczce za granicą i wszytko było ok. Ale na następnym wyjeździe nagle zaczęła być na mnie jakaś nerwowa. Po powrocie zaczęły się te całe klimaty. Zaproponowałem przerwę, bo i tak szukałem pomocy w Polsce ze względu na depresję. Jeszcze w dniu wyjazdu mówiła, że kocha, wysyłała serduszka na whatsapp itd. Tydzień po moim wyjeździe zadzwnoniła, że to koniec, że chce być sama, że pewnie będzie żałować a ja na pewno znajdę taką, z którą wezmę ślub… Wróciłem do Anglii szybciej, żeby porozmawiać, powiedzieć co o tym sądzę. Nie kryłem frustracji, emocji. Teraz się wyprowadziła, zostawiając wszystko na mojej głowie. Porzuciła też pieska, który był na nią, chociaż ja bardzo go kocham. Zdecydowałem się na powrót do Polski, bo tutaj już mnie nic nie trzyma. Wzięła tylko swoje rzeczy i odeszła. Wszystko w tak krótkim czasie…A mi pozostawiła dziurę w sercu i bałagan do ogarnięcia. To już drugi tydzień, w sumie trzeci od zerwania, ale drugi sam w pustym domu, chociaż pies mi towarzyszy. Nie mogę się pozbierać, ale walczę. Wiem, że w przeszłości były sygnały, teraz to dostrzegam, ale je ignorowałem. Dałem z siebie wszystko w tym związku, ale zaczynam dostrzegać, że druga strona niezbyt się zaangażowała. Kontaktujemy się co do rzeczy wspólnych (ich podziału, sprzedaży) i w tych kontaktach jest zimna jak lód, jakby ten związek nic dla niej nie znaczył. Serce krwawi, chciałbym zerwać całkowicie kontakt, bo wiem że byłoby to lepsze dla mnie, ale cząstka mnie wciąż tęskni, chce do niej. Chociaż wiem, że jej powrót nie jest możliwy i chyba bym nawet nie chciał, ze względu na to, co zaczynam dostrzegać, a co pokazuje jak różni byliśmy, jak różnie rozumieliśmy związek, miłość. Ach, ciężki temat. Czytam wszędzie jak sobie radzić, gadam z rodzinką (grupą wsparcia), ale ból jest silny. Każdemu kto to przechodzi szczerze współczuję, i może okropnie to zabrzmi, ale dobrze jest wiedzieć, że nie jestem sam, że inni też mają podobnie i walczą. To sprawia, że chcę wierzyć, że jest jeszcze nadzieja na lepsze jutro, bo nie możliwe jest przecież, żeby się nam nie udało odnaleźć siebie i żyć nowym, lepszym życiem. Prawda? Trzymam za Was wszystkich kciuki i proszę o to samo.