· · · · · · ·

Miecz świetlny i/lub szpilki, czyli sztuka bycia ojcem

Jest taki zwyczaj, by usiąść przed podróżą (Присесть на дорожку). Jego geneza sięgać ma ponoć czasów pogańskich (rytuał przejścia), gdy czczono tzw. „domowego”, ducha opiekuńczego domu, który miał chronić gospodarstwo i jego mieszkańców. Zgodnie ze źródłami, przed odjazdem wierzono, że nagłe opuszczenie domu może rozgniewać domowego, który „pojedzie razem z podróżnikiem”, zostawiając dom bez opieki. Aby tego uniknąć, cała rodzina lub towarzysze podróży siadali na moment przed progiem czy przy wyjściu na drogę. Gest ten miał pokazać duchowi domu, że nie opuszczają go pochopnie i proszą o pozwolenie oraz błogosławieństwo dla bezpiecznej podróży. W kulturze chrześcijańskiej nadano temu rytuałowi nowe znaczenie. Udający się w podróż siadali, by zmówić cichą modlitwę – gest uszanowania Boskiej opatrzności i zawierzenia bożej opiece. Z punktu widzenia socjologii jest to rytuał wspólnotowy. Wspólne usiądnięcie przed odjazdem pełni rolę balansu emocjonalnego między rozstaniem a utrzymaniem więzi rodzinnej. To gest zbiorowego pożegnania, w obliczu niepewności podróży, scalający rodzinę. Psychologicznie gest ten działa jak kotwica stabilności i wyciszenia. W towarzyszącym zazwyczaj podróży pośpiechu kradniemy tę chwilę, ten moment, gdy pokazujemy sobie, kim dla siebie jesteśmy. Że na siebie czekamy. Że za sobą tęsknimy. Ten moment (kairos), gdy elektrolit w naszych głowach wytrawia obraz naszej obecności na płytkach pamięci. W milczeniu. Na zawsze.

Usiądźmy zatem przed podróżą.

Zuza, I am your father!

To miał być zwykły, standardowy poród. Może i cesarka, ale pod pełną kontrolą. Ginekolog prowadzący, wyznaczony termin, oczekujące łóżko, pełna obsługa. Na oddziale około 9:00 rano. KTG, aparatura, oczekiwanie. Wyznaczona godzina porodu: 15:00. Nie zdążyłem do końca zrozumieć co się stało, gdy do sali razem z drzwiami wpadła pielęgniarka. Nie zdążyłem do końca zareagować, gdy bez słowa, jednym gestem, odsunęła mnie od łóżka, zwolniła blokady kółek i obijając się o futryny i narożniki biegła pchając łóżko na salę porodową. Bicie serca dziecka zniknęło z KTG.

Nie pamiętam, bym kiedykolwiek wcześniej (a jak się okazało, i później) tyle modlił się do Wszystkiego & Wszystkich, próbując przekupić i oferując siebie w zamian. All-in. Żeby tylko, żeby ona. Córka.

O 14.56, 8 czerwca 2007 roku drzwi sali porodowej otworzyły się. Szum w uszach. Nie rozumiem, co do mnie mówi. Każe usiąść. Głowa między nogi. Łzy jak grochy.

Gdy po nagrzewaniu zostaje zapieluszkowana, dostaję ją na chwilę na ręce. Ma długość jednego łokcia. Dokładnie jednego łokcia. Jeszcze nigdy w historii ludzkości tak niewiele nie zmieniło tak wiele w życiu tak wielu. Nowa Nadzieja. Różowy miecz świetlny. Padawanka.

Bez Hermiony byśmy zginęli!

Historia Harrego Pottera wdarła się w nasze dzieciństwo z siłą huraganu, porównywalną jedynie do skali emocji przeżywanych podczas słuchania „Babci na jabłoni” (nb. interpretacja pana Wojciecha Solarza jest KONGENIALNA!) lub kolejnych tomów przygód Pana Kuleczki (czapki z głów przed panem Globiszem!). HP był wszędzie. I zawsze. Siku – HP. Jedzenie – HP. Drzemka – HP. W samochodzie – HP. Kupa – (o zgrozo!) HP. Powiedzieć, że sypiałem z Harrym Potterem, to jakby nic nie powiedzieć.

Po tradycji oralnej nastała tradycja piśmienna. Dziecko do szkoły, a w tornistrze pierwszy czytnik. Tak, zgadliście: z HP. Gdy pewnego wieczoru odtwarzacz płyt CD odmówił posłuszeństwa, dziecko bez zastanowienia, płynnie wyrecytowało z pamięci kilkudziesięciozdaniowy fragment książki. Próby przemycenia filozofii Jedi spełzały na niczym wobec argumentu: po co machać mieczem, skoro można raz a dobrze różdżką. No, po co?!

Co ważniejsze jednak, HP oferował Heroinę (Uwaga! To feminatyw od „Herosa”. Wszelka zbieżność z nazwą półsyntetycznego opioidu jest nie tylko przypadkowa, ale i niezamierzona) na miarę bohaterów Marvela. Ta, która nie była Wybrańcem. Ta, która nie była czystej krwi. Ta, bez której nie dokonałoby się to, co się dokonało. Odkrycie, że dziewczynki TAKŻE mogą nosić peleryny (o ile zechcą, rzecz jasna i o ile – te peleryny – ładnie wyglądają), było na miarę KOSMOSU (pozdrawiaMY pp. Wydawczynie i Redaktorki). W jednej z rozmów Harrym Ron konstatuje dobitnie, wyrażając to, co oczywiste i niepodważalne: „Bez Hermiony byśmy zginęli!”

W ramach świeckiego rytuału inicjacji Zuza wzbija się na miotle w studio filmowym pod Londynem. Dziewczynki TEŻ potrafią!

May the force be with you!

Okres adolescencji, rozwód rodziców, wyprowadzka taty. Świat staje na głowie. Na nic machanie różdżką. Nie działa ani Fiat familia! Ani Familiam reparo! Machanie mieczem świetlnym też nie pomaga. Liczba zaklęć niewybaczalnych idzie w dziesiątki. Pandemia. Izolacja. Samotność. Pozostaje zaklinanie rzeczywistości, myślenie życzeniowe. Te złudzenia, które pozwalają (prze)żyć. Krew z krwi. Kość z kości. I Słowo, które wskrzesza. I które zabija. Chyba już nigdy nie dowiem się, jak bardzo ziemia spalona. I jakie spustoszenia. Po latach, w hamaku na Mierzei Wiślanej, wyszepcze, że dopiero teraz jest w stanie opłakać nasz rozwód. Gdy się wyprowadziłeś, mówi, płakałam kilka godzin bez przerwy. Łzy jak grochy. Zbielałe kostki palców.

Ad astra!

Złamane serce nastolatki. Groźby karalne wobec małoletniego (Zabije xxxxx!). Pierwszy alkohol, pierwsze sekrety, pierwsze …. nieprawdy (nieprawda tym różni się od kłamstwa, że jest celową ochroną interlokutora przed faktem, który mógłby go wprawić w stan – delikatnie mówiąc – dyskomfortu). Dystans, separowanie się. Ale Ty wiesz, że Ona musi się odciąć? Że musi się porozpychać? Że musi rozbiegu nabrać? Wiem. Boli. Garda wysoko. Team „Zawsze za córką!”. Cytowanie Koheleta nie pomaga. Czujesz, wiesz!, że to już ten czas. TEN czas. Był czas rodzenia, był czas dojrzewania. Pora zatem na czas … rozstań. Twoje dziecko przyszło przez Ciebie. Ale NIE należy do Ciebie. Jest dzieckiem Wszechświata. Gwiezdny pył.

This is the way!*

Matura. Urodziny. Uniwersytet. Daleko, bardzo daleko stąd. Chłopski rozum odcina od emocji, których nie jestem w stanie przepracować. Nie myśl o tym, bo oszalejesz! Będzie dobrze, NIC się jej nie stanie. WSZYSTKO będzie dobrze. A nawet jeśli nie wszystko, to … przecież jesteś. Zawsze. Ma być szczęśliwa. Nic więcej. I nic nie musisz! Zuza! Słyszysz?! NIC nie musisz! Pamiętaj tylko, że najważniejsza jest Miłość. Nic więcej się nie liczy. NIC. Aha, i jeszcze … Raduj się swoją młodością! Bo to życie, Córcia, takie krótkie jest.

A teraz …
Leć, Zuza, leeeeć! Do gwiazd!
Już czas!
Choćby i w szpilkach.

  • motto Mandalorian, głoszące, by wybierać drogę pozostając wiernym swoim ideałom

Potrzebujesz wsparcia? Dołącz do Wetalk już dziś i zacznij dbać o swoje zdrowie emocjonalne!

Nic nie szkodzi!

Konsultacja psychologiczna już od 109 PLN

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *